Tym razem z racji komunii chrześnicy męża wymyśliłam że fajnie było by dać jej coś poza kasą, no i coś przydatnego - nie lubię nie praktycznych rzeczy. No i wymyśliłam sobie szkatułkę. Ale gdybym chciała zrobić ją z tradycyjnego pudełka kartonowego lub nawet pojemniczka po czymś ale prostokątnego/kwadratowego byłaby ona jak większość. Dlatego wybór padł na pojemnik po płynie co mycia naczyń. Użyłam jeszcze kilku innych rzeczy takich jak: gąbka do kąpieli, farba w sprayu, farba w pędzlu, klej z brokatem, folia lustrzana, biały i kolorowy papier samoprzylepny, kolorowa taśma samoprzylepna, wstążka, nożyczki, skalpel, sylikonowe kwiatuszki samoprzylepne, klej na gorąco oraz lakiery do paznokci.
Pojemnik przecięłam na pół, dokładnie wypłukałam z płynu, potem przetarłam rozpuszczalnikiem. Następnie pomalowałam złotą farbą i pozostawiłam do wyschnięcia.
Gąbki przecięłam na 3 części - jak się udało nożem, dzięki czemu uzyskałam dodatkowy efekt w postaci nierównych krawędzi. Jedną z części "wydrążyłam" aby powstało coś w rodzaju zagłębienia. Wszystko również pomalowałam złotą farbą, po czym zostawiłam do wyschnięcia.
Gdy farba wyschła, zabrałam się za "wykończenie".
Najpierw przycięłam na pożądany wymiar arkusz białego papieru samoprzylepnego i foli lustrzanej, które następnie przykleiłam po zewnętrznych stronach pojemnika - chciała w pierwszej kolejności sprawdzić czy w ogóle będą się trzymać na tej powierzchni.
Włączyłam pistolet z klejem i gdy się rozgrzał przykleiłam gąbki po wewnętrznej stronie ( jedną część przyklejałam dwa razy bo synek tak bardzo chciał pomóc mamie że oderwał są jeszcze zanim klej dobrze złapał, ale co tam - najważniejsze że się udało).
No i co się okazało? Że pod wpływem temperatury podczas przyklejania gąbek klej trzymający folię i papier puścił!!!!! Porobiły się paskudne zmarszczki, które nawet gąbką nie dały się wygładzić i musiałam zerwać i przykleić od nowa. Choć w przypadku folii na niewiele się to zdało i efekt lustra pozostał daleki od oczekiwanego, to druga strona - ta, na której został przyklejony papier samoprzylepny trzyma się już tak jak chciałam.
Początkowo miałam zamiar zrobić ramkę do okoła "lustra" wykorzystując do tego gąbkę (myjkę jak kto woli) do kąpieli, jednak jak się okazało nie przewidziałam że pod wpływem temperatury kleju zacznie się ona topić. W efekcie czego w gąbce wypadły dziury a ja poparzyłam palce tak, że zostały mi pęcherze utrudniające wykonywanie czegokolwiek przez kilka kolejnych dni.
W związku z powyższym aby ładnie wykończyć obie strony wykorzystałam kolorową taśmę samoprzylepną, odmierzając odpowiednie kawałki i przyklejając je wzdłuż krawędzi bocznych.
Kawałki taśmy również wykorzystałam do "ozdobienia" szkatułki. Do tej czynności użyłam również już nieużywanych lakierów do paznokci - nie jestem artystką malarką więc wykonałam proste wzory. W tym nakreślenie literki oznaczającej imię chrześnicy męża - zrobiłam to białym lakierem, który posypałam srebrnym brokatem gdy jeszcze był mokry. Użyłam również gotowych kwiatuszków oraz naklejki z wizerunkiem koni.
Na nakrętkę przykleiłam również białe kwiatuszki tak by się nieco odróżniały od tła.
Aby wnętrze nie było nudne, boki "półeczek" pomalowałam dodatkowo farbą w pędzlu, którą po wyschnięciu otoczyłam ramką z kleju z brokatem. Po wyschnięciu zrobiłam w nich nacięcia, które umożliwiają zamocowanie również pierścionków. Użyłam tu także kolorowej taśmy i papieru.
Cały czas spędzało mi sen z powiek połączenie obu części - o ile inne rzeczy były stosunkowo, jak mi się wydawało proste, o tyle tego problemu nie mogłam w zasadzie rozwiązać do samego końca. Aż wpadłam na pomysł by zrobić otworki i przewlec przez nie wstążkę ( podobnie jak sznurowanie w butach ). Jednak oczywiście mimo usilnych prób nie chciało się to sprawdzić po mojej myśli - to kijowo wyglądało, to pomyliłam otwory, to znowu połówki nie mogły prawidłowo ze sobą współpracować. Koniec końców wkurzyłam się i zrobiłam najprostszą z możliwych rzeczy. Wstążkę pocięłam na części - tak by było mi dobrze przewlec i później zawiązać.
Otwory wycięłam przy użyciu skalpela po prostu obracając nim. Początkowo chciałam to zrobić przy użyciu wybijaka do otworów np w paskach, ale nie wiedziałam czy da radę przebić plastik i czy przypadkiem go nie połamię ( a wolałabym jeszcze trochę pożyć - hmmmm może jednak mąż nie byłby aż tak zły za jego uszkodzenie? :) - żart. Wycięcie otworów chwilę zajęło, ale udało mi się to zrobić dość ładnie - bez ostrych krawędzi i uszkodzenia farby. Prze powstałe w ten sposób dziurki przeciągnęłam wstążkę, którą nie wiązałam na sztywno tylko zostawiłam minimalny luz - można spokojnie otworzyć i zamknąć. Końcówki nieco przycięłam i podkręciłam przeciągając po nich nożyczkami. Z przodu zamykanie zrobiłam w ten sam sposób tylko przy pomocy mniejszej ilości otworów.
Rada na przyszłość:
1. do przecięcia takiego pojemnika jest potrzebne znacznie więcej siły i ostrzejszy nóż - może wówczas linia cięcia będzie znacznie prostsza niż ta, którą ja wykonałam ( planowana miała wyglądać znacznie lepiej),
2. najpierw wykonać wszystkie otwory, potem malować,
3. najpierw przykleić wszystko to co potrzebuje przyklejenia przy pomocy kleju na gorąco, później kleić inne rzeczy.
A oto efekt mojej pracy ( mam nadzieję że spodobała się Wam tak jak i mnie - młodej nie miałam odwagi zapytać) :
Jak widać w otwory na pierścionki bez problemu mieści się moja obrączka a i kolczyki również można bez problemu zawiesić, kolczyki na sztyfcie bransoletki czy łańcuszki także znajdą tam swoje miejsce:
Pomadki, kolczyki, różaniec i mała niespodzianka. W takim stanie jedzie szkatułka do odbiorcy.
Dajcie znać czy Wam się, choć trochę spodobało.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz