Dziś znowu coś bardziej mrocznego. "Sherlockista" Graham'a Moore'a.
Podczas spotkania fanów Sherlocka ginie człowiek, który życie poświęcił na poszukiwaniu zaginionego pamiętnika jego twórcy.
Świeżo przyjęty do zacnego grona entuzjastów Sherlocka Holmsa o nazwie Chłopcy z Baker Street Harold White, podejmuje się odnalezienia zarówno mordercy jak i zaginionego dziennika.
Lata wcześniej, po serii opowiadań o przygodach Sherlocka Holmsa, przychodzi moment, w który śmierć dosięga nawet tak zacnego detektywa. Tym samym jego twórca zostaje okrzyknięty mordercą, a ówczesny Londyn popada w żałobę. Kilka lat później jednak Holms wraca do świata żywych. Autor przez cały czas prowadzi szczegółowy dziennik, który jednak po jego śmierci przepada bez śladu.
Czy Haroldowi uda się rozwikłać zagadkę? Czy znajdzie sprawcę morderstwa? Czy odnajdzie święty Graal wszystkich holmesofilów? Czy doświadczenie oparte na lekturze przygód ukochanego detektywa wystarczy by przeprowadzić skuteczne śledztwo?
Morderstwo, śledztwo, przygoda, wielka niewiadoma.
Dwa toczące się niemal równolegle śledztwa. Dzieli je jednak ponad 100 lat historii.
Harold, którego doświadczenie opiera się głównie na lekturze przygód Holmsa szuka mordercy i zaginionego skarbu. Podczas gdy Arthur Conan Doyle próbuje dociec kto i dlaczego zabił młode kobiety. Wszystko to co robią, opis poszczególnych sytuacji z jednej strony jest do siebie bardzo podobny z drugiej bardzo się różni. Łatwo czyta się gotowy tekst. Nie łatwo pisze się tekst opowieści nawet gdy ma się ją niemal gotową w głowie. Co innego pisać i czytać, a co innego wykorzystać tak zdobytą wiedzę w praktyce - tym bardziej, że nie do końca pokrywa się ona z rzeczywistością.
Same śledztwa, śledczy, zawoalowania i perypetie jakie im towarzyszą momentami przyprawiają o gęsią skórkę, a momentami wręcz bawią. Jednak przyznać trzeba, że choć czasem szwankująca, dedukcja detektywistyczna jest dość imponująca. Bez specjalistycznego sprzętu, bazując tylko na własnym instynkcie i wiedzy pozyskanej z czytanych książek poprowadzić śledztwo nie jest łatwo.
Przyznam szczerze, że zwłaszcza na początku strasznie się męczyłam tą książką. Zanim akcja nabrała tempa przykuwającego do lektury ciągnęła się w nieskończoność, aż miałam ochotę walnąć ja w kąt i poszukać innej. Na szczęście w końcu (czyli jakoś tak koło połowy) nieco się rozkręciła i czytało się ją znacznie lepiej - szybciej i przyjemniej, przede wszystkim.
Swoją drogą, Doyle jest ciekawym przykładem tego że teoria nie zawsze równa się praktyka. Dopóki pisał opowiadania, w których jego detektyw z taką łatwością i iście szelmowską smykałką, rozwiązuje każdą zagadkę, wydawało mu się iż prowadzenie śledztwa to bułka z masłem. Ot intuicja, która ujawni każdą prawdę. Gorzej gdy sam zabrał się do tej pracy. Zderzenie z rzeczywistością nieco inaczej pozwoliło mu spojrzeć również na własnego bohatera, którego popularność wręcz zaczęła go drażnić.
Dość ciekawe - jak dla mnie - jest również ujawnienie nieudolności wymiaru sprawiedliwości. Mimo, że oba opowiadania dzieli 100 lat to w gruncie oba pokazują, że nawet najlepszy sprzęt i ogromny postęp techniczny nie pomoże w niczym jeśli sami nie zechcemy nic zrobić.
Daję 7 i zachęcam do jej lektury nie tylko fanów Sherlocka Holmsa.
Zainteresowanych odsyłam na poniższą stronę:
LC
Cytaty/ fragmenty, które wpadły mi w oko:
"...być jedynym zdrowym człowiekiem w domu wariatów - to dopiero jest samotność."
"Z wiekiem miłość potulnieje jak wierny pies. Staje się cenna, schowana przed światem jak biżuteria w szkatule."
"Umarli mogą trzymać swoje tajemnice, My żywi, i tak nie wiedzielibyśmy, co z nimi począć."
"Prawdą jest tylko to, w co wierzy serce..."
Zapraszam na kolejne wpisy :)
Polecam,kawałek niezlego kkryminału,choć w gruncie rzeczy dosyć przewidywalnego pomimo ciekawych zwrotów akcji
OdpowiedzUsuń