Strony

Opera na trzy śmierci - fragment

środa, 8 lutego 2023

Udostępnij ten wpis:

Tym razem dla zainteresowanych, jeszcze przed premierą książki "Opera na trzy śmieci" Sylwii Stano mamy fragment książki:


"FRAGMENT KSIĄŻKI

Była geniuszką. Przynajmniej w sprawianiu sobie drobnych przyjemności. Sekret polegał na tym, żeby się nie wahać – od razu ulegać nawet błahym zachciankom. Brała wszystko, co dawało jej radość. Żeby tylko nie pozwolić popłynąć łzom, które cisnęły się do oczu każdego ranka. Łzom, które wynikały z przekonania, że ani jedno marzenie tego dnia się nie spełni. Ani jedno!
Dziś więc, zamiast marzeń, pod szorstką wełnianą sukienką była
jedwabna halka, uszyta ze starych, miękkich skrawków, kropla mdląco słodkiego likieru, którą znalaz ła na dnie kieliszka, i poskręcana kora kasztanowca pod opuszkami palców. I jeszcze wspomnienie małych, okrągłych piersi dziewczyny, którą poznała poprzedniego wieczoru. Jej talii w półmroku, gdy ocknęła się z przelotnego zamroczenia. A potem gwałtownego szarpnięcia za ramię, które nie pozwoliło jej wypaść z tramwaju.

Studenci rozeszli się już po zajęciach. Gustawa Starewicz wyjęła
szpilki przytrzymujące niski kok i uwolniła jasne włosy. Upewniła się, że w pobliżu nie ma nikogo, po czym wyciągnęła się na trawie i liściach. Zaszeleściło. Z otwartego okna akademii muzycznej dobiegał dźwięk klarnetu. Ktoś oddychał muzyką, a ona słuchała, jak dźwięk zaczarowywał świat. Mówiła dziś o początkach opery, ale tak naprawdę opowiadała o fakturze i kolorze głosu. Muzyka była językiem: specyficznym, czystym. Językiem, który rozumieliśmy na długo przed słowami. Może był to język tak stary, że nie potrzebował słów? Chwyciła mały listeczek i dmuchnęła mocno, mocno, sprawiając, że poszybował w górę.

Z okna na parterze wychyliła się tyczkowata dziewczyna w sukience
w niebieską kratę i z krótkimi włosami do ramion na współczesną modłę.
Gusta, nie tarzaj się tam jak dzik w żołędziach, tylko zasuwaj na

górę! – zawołała. – Próba jest, do cholery! Wakacje się skończyły!

Już, Kalina! – odkrzyknęła. – Daj mi chwilę.


Wstała, otrzepała się z liści i na powrót upięła ciasno włosy. Serce
dostraja się do muzyki. Potrafi zabić mocniej przy dźwięku, który stroi z jego uczuciami. Zwalnia i przyspiesza. Głos natomiast dostraja się do innych ludzi. W grupie śpiewa się łatwiej, bo dźwięki łączą się ze sobą, tworząc całość. Nie rozróżniała własnego głosu wśród innych sopranistek.
Była jak liść wśród innych liści i to zanurzenie we wspólnym brzmieniu
sprawiało jej przyjemność. Jedną z tych drobnych.
Wystarczy – powiedziała Kalina, gdy wybrzmiała ostatnia nuta
pieśni i zapadła cisza, którą Gusta odbierała jako zaskakująco gęstą wibrację w uszach. Świat za oknem pogrążał się w ciemności, a krople deszczu uderzały o parapety okien i o podłogę. Dach przeciekał i w kącie
pokoju stało kilka wyszczerbionych garnków.

Jest prąd? Zapalimy światło? – zapytała Gusta, odwracając
wzrok od dziury bielejącej w ciemnych pończochach. Ciaśniej owinęła się szalem.
Gdzieś tu chyba są świece!

Danka, niepozorna szatynka z lekką nadwagą i tłustą grzywką,
zaczęła przeszukiwać swoją torbę. – Ja też dziś pamiętałam – oznajmiła Kalina, ale kiedy otworzyła worek i zaczęła w nim szperać, zaklęła ze złością: – Szlag by ją trafił! Danka odwijała z szeleszczącego papieru
chleb z serem, a Gusta wyciągnęła kawałek świeczki i zapałki. Poczuła, że
z głodu burczy jej w brzuchu.
Pończochy i szminkę od tej staczki z Marszałkowskiej mi
buchnęła! – narzekała Kalina, czerwieniąc wąskie usta resztką pomadki, którą wydłubywała poobgryzanym paznokciem z pudełeczka.
Dobrze, że ja nie mam siostry – stwierdziła Danka z pełnymi
ustami.
Gusta przysłuchiwała się rozmowie. Bez puszystości dźwięku znów
robiło się ponuro, biednie i ciężko na sercu. Jej brat nie odzywał się od dwóch lat, od końca wojny. Żadnego listu, kartki, nawet słowa!
Chleb dobry od niej kupiłam. I kiełbasę – wymieniała Kalina. –
Do uszarganej śmierci chyba tam będę chodzić.
Też bym poszła, ale strasznie bolą mnie dziś kolana. I głowa. –
Danka przełknęła ostatni kęs i westchnęła. – Kalina, masz może to swoje cudowne lekarstwo, które pomaga przetrwać?
Kupujecie i kupujecie, a mnie wciąż brakuje forsy – wtrąciła się
Gusta. – Matka ciągle mi wytyka, że tkaczki i prządki poszukiwane „na już”! A ze śpiewu mąki nie będzie i że trzeba było pójść w rzemiosło. No a najlepiej to wyjść za mąż i mieć chociaż kawałek pola.
To wiadomo, że za mąż najlepiej, byle bogato! – Kalina zaśmiała
się, marszcząc swój zadarty nosek, który uniósł się jeszcze bardziej. – Ale mamy fuchę, jeśli miałabyś ochotę.
Kalina spojrzała na Dankę, która obślinionym palcem zbierała
okruchy z poplamionego kołnierza i wkładała sobie do ust.
Nawet już dziś, za mnie – powiedziała, a jej jasne oczy na chwilę
zatrzymały się na twarzy Gusty. – Coś mnie bierze, a ty bez grosza, płótno w kieszeni, więc się dobrze składa. Poza tym on chyba lubi takie małe, biuściaste i biodrzaste, jak te pin-up girls w amerykańskich pismach.
Kalina wyciągnęła buteleczkę i podała Dance.

Ty też chcesz? – spytała Gusty, kiedy Danka pociągnęła łyk.

Gusta skinęła głową.

Bardzo chcę fuchę – powiedziała.


Weszły w aleję Stalina, którą warszawiacy z przyzwyczajenia wciąż
jeszcze nazywali Alejami Ujazdowskimi. W czasie wojny ulica kilkakrotnie zmieniała nazwę. Była już Siegesstrasse i Lindenallee. Zwycięstwa się skończyły, a lipy zostały. Skręciły za placem Trzech Krzyży w lewo. Gustę ciekawiło, dokąd idą, ale Kalina tylko wzruszała ramionami, jakby dość miała tłumaczenia, choć nic właściwie nie powiedziała, oprócz tego, że potrzebuje witamin, kisielu i kapusty kiszonej, oraz coś o utraconym akordeonie.
Poza tym wszystko sama zobaczysz, jak tylko dotrzemy na
miejsce. To już niedaleko – powtarzała.
Szanowna pani kupi cegłę? – Tuż za plecami usłyszały nagle
czyjeś natarczywe pytanie.
Gusta wyciągnęła z kieszeni cegłę i pokazała ją z nieśmiałym
uśmiechem, po czym pociągnęła Kalinę za rękaw, żeby przyspieszyć kroku.

Mijały kolorowe kramy i stragany sklecone byle jak z łuszczących
się desek, starych framug i położonych płas ko drzwi. Bogactwo nie warte trzech groszy i obietnica luksusu, które wyrastały na każdym rogu i w każdej bramie, jak fosforyzujące grzyby na spróchniałym pniu. Tak, wydawać by się mogło, że znów jest kolorowo i że gdziekolwiek spojrzeć, wyrasta coś nowego, ale każdy już nauczył się patrzeć tylko tam, gdzie coś się działo. Tu i ówdzie słyszało się: „Jedwabne pończochy do tańca i do ślubu” albo „Nie trać więcej ani chwili, zacznij leczyć swój syfilis”, albo „Bogate ciastka grubo pokryte kremem! Przez żołądek do serca mężczyzny!”. Jakiś afisz głosił: „Piękne kwiaty pomogą zapomnieć o dziurze w ścianie”. Akurat! Ani ciastka, ani kwiaty – nic nie zagoi tych blizn ani nie pomoże pokonać tego strachu.
Szły w milczeniu. Gusta wsłuchiwała się w odgłosy miasta. Kapało
z rynien, w bramach stały prostytutki i chichotały, żebrak bez ręki siedział pod daszkiem z rudej blachy, memłał coś w ustach.
Franco zaostrza terror w Hiszpanii! – wykrzykiwał gazeciarz. –
Łapanki, egzekucje i gwałty! „Express Wieczorny”, panie i panowie, tylko trzy złote!

Wszystkie te dźwięki układały jej się w szumiącą symfonię.
Czytała tego ranka w „Życiu Warszawy”, że mieszkańcom przeszkadza gwar miasta, ale jej wydawał się ożywczy, był oznaką odradzania się. Jednak z dala od zgiełku kramów panowała cisza. Nikt nie chciał patrzeć na zrujnowane kamienice, każdy omijał wzrokiem te fragmenty miasta, które wciąż przypominały o śmierci i trwodze. Trzeba się było pilnować i patrzeć w oświetlone witryny sklepów, bo inaczej nagle, na drugim planie, wyłaniały się wypalone ruiny o czarnych, pustych oknach. I kruchy spokój pierzchał, a dziurawy chodnik coraz gęściej pokrywał się
brunatnym błotem, fatamorgana rozmywała się w deszczu i wszystko
przyjmowało ten sam bury kolor.

Przyspieszyły kroku. Padało coraz gęściej, z gruzów spływały
brudnożółte potoki. Śmierdziało i robiło się lodowato. Gusta już nawet nie próbowała omijać kałuż, grzęzła w strumieniu błota. Bardzo przydałyby mi się nowe, mocne trzewiki, pomyślała, gdy poczuła, że pończochy
przemokły i zaczyna chlupotać jej w butach."

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia