Dziś moja opinia o książce Sylwii Łabas "Odwrócone role"
Świat znajduje się we władaniu zwierząt, a ludzie stają się zwierzętami hodowlanymi, które masowo się rozmnaża i tuczy. Gdy przestają być potrzebne, bo ich produktywność zmalała zostają przerobione na mięso. Lub jeśli mają "szczęście" urodzić się jako potomkowie męscy giną tuż po urodzeniu.
Jak wygląda świat gdy spojrzeć na niego z innej strony?
Ból, męczarnie, kasa,
Autorka w dość obrazowy i drastyczny wręcz sposób (potwierdzony w wielu miejscach nagraniami) pokazuje masową hodowlę zwierząt. Od ich narodzenia, przez życie na fermach po śmierć. Jak są traktowane, karmione, przetrzymywane. Połów czy festiwal mięsa to niestandardowe przykłady na to jak by wyglądały takie sytuacje gdyby to ludzie byli na miejscu obecnych zwierząt.
Powiem szczerze, że w trakcie lektury, jak i nawet po jej zakończeniu, dość często miałam skojarzenia z pociągami zagłady, transportującymi ludzi w czasie II wojny światowej do obozów koncentracyjnych. Pobyt ludzi w tych miejscach i to jak byli traktowani przez swoich oprawców widzę właśnie w taki sam sposób.
My jako zwykli konsumenci idziemy do sklepu kupujemy potrzebne produkty i w sumie poza ceną i jakością nie interesuje nas w jakich warunkach żyją stworzenia, od których te produkty są pozyskiwane. Tak samo jak i to w jaki sposób są traktowane czy nawet zabijane. Nie myśli się np. o tym, że matce zostaje odebrane dziecko żebyśmy my mogli wypić mleko. Jeśli już ktoś w ogóle o tym myśli to raczej pod kątem tego, że zwierzęta zostały udomowione po to żeby nam służyć i być do naszej dyspozycji.
Osobiście jako osoba wychowana na wsi i mająca styczność z gospodarstwem rolnym, w którym były uprawiane zboża, warzywa, jarzyny oraz hodowane zwierzęta uważam, że przede wszystkim nie powinno się wrzucać wszystkich do jednego worka. Tak samo jak jestem zwolenniczką zróżnicowanej diety. Są gospodarstwa gdzie zwierzęta są traktowane lepiej, a w innych gorzej. Tak, nie zaprzeczę, że ludzie potrafią być okrutni i dla zysku nie przejmują się niczym. Nie zaprzeczę, że w czasach katastrof ekologicznych zmiany są potrzebne. Bo są. I przede wszystkim należy je zaczynać od siebie.
Muszę się tu jednocześnie przyznać, że w pewnym momencie miałam ochotę zostać wegetarianką. Ale wówczas na swojej drodze spotkałam osobę, która powiedziała "ale rośliny przecież też są istotami żywymi, też czują". Długo potem biłam się w myślami, w takim razie w którym kierunku iść. I doszłam do wniosku, że skoro mam możliwość to jednak będę korzystać z tego do czego mam dostęp. Stanęło na tym, że w dalszym ciągu jem mięso tak samo jak i warzywa czy owoce. Gdy tylko mam sposobność staram się zaopatrywać w produkty z miejsc gdzie wiem w jaki sposób były traktowane zwierzęta, jak karmione i nie mam wątpliwości co do sposobu w jaki zginęły (szybko i bezboleśnie).
Zawsze byłam zwolenniczką raczej małych przydomowych gospodarstw, które zaspokajają potrzeby ich mieszkańców, niż molochów produkujących na byle co i byle jak, byle tylko generowały zyski dla ich właścicieli. To samo tyczy się połowów ryb. Tyle ile potrzebujemy do konsumpcji i nic ponad to. W tym miejscu ktoś powie no dobra, ale ja mieszkam w bloku i nie mam gdzie uprawiać ziemi czy założyć hodowli. I też się z tym zgodzę. Dlatego owszem są potrzebne większe gospodarstwa, które zaspokoją potrzeby innych, ale znowu - bez przesady.
Jeśli chodzi o jedzenie mięsa rożnych gatunków, moje stanowisko jest takie, że tak jak jednych brzydzi, że gdzieś ktoś je psy, małpy, świnki morskie, tak innych może brzydzić, że ktoś je krowy czy świnie. W dużej mierze to czym się odżywiamy jest zdeterminowane przez kulturę i miejsce w jakim się wychowujemy. Z czasem możemy dokonać wyboru, w którym kierunku pójdziemy jeśli chodzi o odżywianie. Ale powiedzmy sobie szczerze - "my" mam na myśli np. Polaków, Europejczyków. Osoby, które mają dostęp do szerokiej oferty sklepów spożywczych, gospodarstw rolnych. A przecież na świecie nie żyjemy tylko "my". Są miejsca, w których uprawa roli jest wręcz niemożliwa i jedynym źródłem pożywienia dla żyjących tam ludzi są zwierzęta, ich mięso, skóry, czy produkty, które można wykonać z ich szkieletów aby wymienić na inne towary.
"My" mamy dostęp do takiego rodzaju pożywienia "oni" do innego i choć sama raczej nie jestem zwolennikiem jedzenia np. psów, to już zdecydowanie jestem za tym żeby, skoro muszą, to żeby się nad nimi nie znęcać przed śmiercią. Nie powiem, że nigdy nie zjem tego czy tamtego. Dlaczego? Bo nie wiem co mnie w życiu spotka. A z historii, jakie nieraz słyszałam, które miały miejsce w czasie np wojny niemal ze 100% pewnością mogę powiedzieć, że człowiek jest zdolny do bardzo skrajnych zachować aby tylko przetrwać. Tak, jak autorka przytaczam takie ekstremalne, skrajne przykłady, ale nie ma co się zarzekać, w końcu "nigdy nie mów nigdy" nie wzięło się znikąd.
Moim zdaniem wege... ma i będzie miał swoich przeciwników tak samo jak i zwolenników, tak samo jak np. szczepionki. Każdy będzie miał swoje racje i argumenty za lub przeciw. A prawda jak zawsze leży po środku. "My" cieszmy się z tego, że wybór mamy i możemy sięgnąć po to na co mamy ochotę, bo gdzieś na drugim końcu świata, albo i nie aż tak daleko, ludzie umierają z głodu lub braku wody do picia.
Wspominałam tu, już kilka razy o wojnie. I wspomnę po raz kolejny. Skoro ludzie potrafią być tak okrutni wobec siebie na wzajem, to czemu się dziwimy, że z podobnym okrucieństwem podchodzą do innych stworzeń? Przykładów na to jak straszna jest wojna nie trzeba nikomu przytaczać, bo wystarczy tylko kilka wspomnień z lekcji historii ze szkoły. Człowiek zatracający własne człowieczeństwo kim się staje? Skoro nie szanuje drugiego człowieka na równi z sobą to raczej nie można się po nim spodziewać, że będzie szanował jakiekolwiek stworzenie.
A tak na koniec powiem jeszcze, że najbardziej w tym wszystkim wkurza mnie fakt, że dla kasy są niszczone miliony ton żywności. Kilkaset ton żywności w "krajach cywilizowanych" ląduje na śmietniku podczas gdy kilkaset milionów ludzi umiera z głodu!!! A wystarczyłoby żeby nadwyżki skierować tam gdzie żywności brakuje. "My" wybrzydzamy, kombinujemy, czy dziś zjeść to czy tamto, albo jak coś nam nie pasuje wyrzucamy, a gdzieś tam ktoś byłby szczęśliwy mogąc zjeść choć raz na jakiś czas do syta.
Książkę czyta się bardzo szybko i sposób przedstawienia sytuacji, na prawdę przemawia do wyobraźni. Szczególnie gdy wczujemy się w rolę ludzi przedstawionych w taki właśnie sposób. Myślę, że w wielu miejscach wiele osób zgodzi się z autorką, a jeśli nie mieli do tej pory pojęcia o pewnych rzeczach to mają okazję przekonać się jak wygląda rzeczywistość. Po lekturze wybór zostaje oczywiście po stronie czytelnika tylko należy pamiętać, żeby do wszystkiego podchodzić z głową i nawet nie chcemy przejść na dietę wege to zawsze możemy w inny sposób przyczynić się do poprawy środowiska i/lub jakości życia innych stworzeń dzielących razem z nami świat.
Daję 7 i zachęcam do lektury
Zainteresowanych odsyłam na Stronę autorki
Cytaty/fragmenty, które wpadły mi w oko:
"Niektórzy (...) bywają agresywni i nie zgadzają się z tym, co
publikuję. I to jest w porządku, bo każdy może mieć swoje zdanie, ale
forma, której używają i argumenty, jakie podają, sprawiają, że nie
sposób traktować ich poważnie. Ich argumenty łatwo obalić, a agresja
świadczy jedynie o tym, że nie potrafią przyznać się do tego, że nie
mają racji. Bo ludzie nie lubią przyznawać się do błędu, nie lubią, gdy
kwestionowane jest coś, co robią całe życie, ludzie podążają za
większością, jak owce."
"Czy zwierzęta w końcu zauważą, że wszystko niszczą? Jeśli
zabraknie nas – ludzi – to czy one przeżyją? Pewnie nie, ale są zbyt
puste i zapatrzone w siebie, żeby to zauważyć."
Za książkę dziękuję autorce :)
Zapraszam na kolejne wpisy i zachęcam do komentowania ;)
Ważne tematy, o których trzeba myśleć i mieć świadomość co się dzieje z naszym światem. Dobrze że takie książki powstają, nawet jeśli wzbudzają kontrowersje
OdpowiedzUsuń