Niebawem premiera kolejnej książki. Tym razem będą to "Drzazgi" Joanny Bartoń ukazujące się dzięki JanKa wydawnictwo i.......
A dla zainteresowanych mały fragmencik:
"Bycie chorą oznaczało dla niej raj bycia z mamą. I tylko raz czar prysł,
gdy mama do taty, który przyszedł z pracy, powiedziała: „Dobrze, że już
jesteś”. A potem, wpatrzona w daleki punkt, ledwo powłócząc nogami,
poszła do siebie. Pomyślała wtedy, że zamęczyła mamę na śmierć, ale to
nieprawda, że mama nie potrafiła się nią zajmować - po prostu męczyła
się trochę szybciej niż inne mamy.
- To nieprawda, że mama nie potrafiła się mną zajmować - prowokowała tatę.
- To prawda, bywała troskliwa. Chwilami nawet zbyt. Pamiętasz swoje łyżwy?
- Jasne, te, co dostałam na Gwiazdkę od Aniołka i co mi je zaraz potem ukradli?
- Nie ukradli ich. Tylko dziecko mogło uwierzyć w taką wersję wypadków.
W kredensie trzymałem majątek za skup trzody, a złodzieje mieliby się
połakomić na wór cebuli i łyżwy? To był mamy pomysł. Po obejrzeniu
„Dekalogu” Kieślowskiego panicznie się bała, że pęknie lód na naszym
jeziorku i się utopisz. Była tak zdeterminowana, żebyś nie jeździła na
tych łyżwach, że wybiła okienko w piwnicy i wymyśliła całą tę historię z
włamaniem.
- Myślisz, że mama cieszyła się z diagnozy?
- Na
pewno nie płakała. Przynajmniej nie przy mnie. Ale odkąd wiedziała o
raku jajnika, nie schodziła już do piwnicy. Tak jakby wiedziała, że już
niedługo należy się w ciemności do syta.
- Mama zawsze mówiła mi,
żebym brała sobie mężczyznę z ciepłymi dłońmi. Sama zwykle miała zimne i
podkreślała, jaka to przyjemność ogrzewać je w twoich. Wiesz, co jest
ciekawe? Czym bliżej śmierci, tym jej dłonie stawały się cieplejsze. Jak
umierała, miała je wręcz gorące.
- A nie pomyślałaś o tym, że to twoje były lodowate?"
Z pewnością nie jedną osobę skłoni do refleksji.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz