Strony

Mało świateczne święta

sobota, 17 grudnia 2016

Udostępnij ten wpis:
Miał być wpis o wyprawie na jarmarki i kiermasze przedświąteczne,ale.........

Zgubiłam wczoraj dowód rejestracyjny do mojego auta.
Pan mąż wziął kluczyki do mojego auta żeby przeszukać samochód czy w nim gdzieś nie posiałam. Oczywiście wypadł mi z etui i wsunął się pod dywanik a ja w nerwach tak szukałam że nie znalazłam.
Ufffffff.......

Najważniejsze że się znalazł.
Ale.
No właśnie. Mój kochany mąż oczywiście miał inne plany niż ja - choć mieliśmy jechać razem! - i pojechał w swoją stronę tylko zabrał kluczyki i mój dowód rejestracyjny ze sobą.Do pozostałych aut gdzieś wsadził i prawdę mówiąc nie wiem gdzie są.Więc ciul z tego że mam 3 samochody pod domem jak jestem uziemiona!!!
Choć go kocham to na prawdę jak mu kiedyś za takie akcje głowy nie odgryzę to będzie dobrze.
Mąż pojechał, a ja z synkiem zostaliśmy w domu.

W dzieciństwie lubiłam święta i przygotowania do nich. Jeździłam do babci i po pomocach w domu rodzinnym pomagałam jeszcze babci w przygotowaniach. Od Mikołaja jakoś tak czuło się już atmosferę świąt.
Od jakiegoś czasu magia coraz bardziej pryska.
Przygotowania? Sprzątać przecież i tak się sprząta w miarę regularnie wszystko.
A jedzenie? Od kiedy jesteśmy na swoim stwierdziłam że nie ma większego sensu gotować nie wiadomo co i w jakichś strasznych ilościach.
Dlaczego?
Gości raczej się nie spodziewam, w dodatku my i tak się wybieramy to tu to tam więc święta musiałyby chyba z tydzień trwać żeby wszystkich obskoczyć i zdążyć przyjąć u siebie. Na Wigilię jeździmy do jednych lub drugich rodziców i zabieram ze sobą tyle to mamy ustalone że mam przygotować.Część zostaje w domu - będzie obiad w pozostałe dwa dni świąt. Gotować nie mam zamiaru nic więcej po tym jak w tamtym roku połowę i tak musiałam wyrzucić bo się popsuło - po prostu nie daliśmy rady wszystkiego zjeść. Wigilia u teściów, Boże Narodzenie u moich rodziców,Szczepan - jazda do szwagierek i ciotek. I po świętach - spędzonych więcej w trasie.
Choinka? Przy moim małym dziczku mamy małą i sztuczną,która stoi ubrana przez cały rok schowana do worka i szafki. W Wigilię ją wyjmuję, odkurzam i stawiam na parapecie, w najmniej uczęszczanym pokoju.
Wiem mało świąteczny klimat i podejście. Dlatego wyjazd na kiermasz czy jarmark wprowadzał mnie przez ostatnie kilka lat w bardziej świąteczny nastrój. Jak się napatrzyłam na te wszystkie ozdoby, szopki czy aniołki to jakoś tak mi się to wszystko udzielało. Zawsze coś kupimy synkowi - drobiazg żeby miał pamiątkę że byliśmy. Pokosztujemy serwowanych potraw,posłuchamy kolęd. Dzięki temu wszystkiemu jakoś mi się tak lżej robi - no udziela mi się i tyle. Mimo że już nie ma tego czaru co kiedyś to jednak jakąś odrobinę zabieram ze sobą.

A w tym roku? Nie czuję świąt w ogóle. Miałam nadzieję że pojedziemy to mi się znowu udzieli choć troszeczkę a tu nici z wyjazdu. Wszystko co mam do zrobienia robię mechanicznie, bez tego entuzjazmu i oczekiwania. Nawet robienie bombek z origami nie jest takie wciągające mimo że próbuję zarazić nimi synka.
Nie wiem czy brak śniegu czy wiek tak działa, że zatraca się pewne dziecięce wyobrażenia. Nie wiem czy to tylko ja tak mam czy większości osób tak się zdarza?
Jest jeszcze tydzień,może akurat coś mnie na nowo choć na chwilę zarazi i znowu poczuję w tym roku święta?

Dziecięca radość i wiara w magię jest cudowna.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia